Sri Lanka | Buddyjskie dagoby Anuradhapury i drawidyjskie gopury Trinco

To jak to jest z tym chodzeniem po rozpalonych węglach? Mały wyspiarski kraj – kiedyś Cejlon, teraz Sri Lanka – leży prawie na samym Równiku. Kiedy by nie pojechać słońce grzeje niemiłosiernie i nagrzewa wszystko co leży na ziemi. Fajnie, że masz buty. Do czasu….

W kraju tak przesiąkniętym religią – mieszka tu ponad 90% buddystów – kwestia obuwia jest dość istotna. Pytasz dlaczego? Po prostu do żadnej świątyni w butach się nie wchodzi. Nie ważne czy jest to świątynia buddyjska, hinduska czy meczet. Buciki zostają przed wejściem.

I się zaczyna. Aby dojść do ocienionego wnętrza swiatyni trzeba przejść po ceglanych bądź betonowych chodnikach, które w równikowym słońcu stają się synonimem rozgrzanej na ogniu patelni. Nieco lepiej gdy jest piasek chociaż pewnie przypominasz sobie obrazki z wakacyjnego plażowania w ciepłych krajach gdy plażowicze z piskiem pędzą po plaży w kierunku wody aby ugasić żarzące się stopy jak, nieprzymierzając peta w kałuży.

Na terenie świątyń buddyjskich zwykle jest stupa (możesz nazwać ją dagobą). Zwykle, np. w Anuradhapurze jest po prostu potężna. Jak piramidy w Gizie. Zwyczaj nakazuje aby obchodzić ją wokoło zgodnie z ruchem wskazówek zegara zatrzymując się przy różnych kapliczkach aby złożyć w skupieniu ofiarę np. z kwiatów. Jeżeli jest to bardziej uczęszczany kompleks możesz liczyć, że wokół stupy będzie rozścielony jutowy chodniczek, który nieco złagodzi doznania związane z chodzeniem po rozpalonych węglach.

Z tymi kwiatami ofiarnymi to też jest ciekawie. Doktryna buddyjska zakłada nietrwałość wszelkich rzeczy i sugeruje aby za bardzo do niczego się nie przyzwyczajać bo wszystko przemija. Pielgrzymi często układają z kwiatów misterne dekoracje tylko po to aby obsługa świątyni mogła je po krótkim czasie sprzątnąć. Nieco przypomina to koncept i sens układania misternych mandali z kolorowego piasku w celu ich rozsypania zaraz po ułożeniu.

Zastanawia ciebie pewnie o co chodzi z tymi kolorowymi taśmami opasującymi dagoby. Mają te same kolory co liczne choragiewki umieszczane na świętych figowcach – drzewach Bodhi. W buddyzmie therawada, czy też hinajana, który rozpowszechniony jest na Sri Lance dużą wagę przypisuje się samodyscyplinie zwłaszcza tej praktykowanej przez mnichów. Dlatego tez mamy tutaj kolor pomarańczowy jak mnisie szaty odnoszący się do samodyscypliny. Biały to czystość, niebieski to mądrość. Czerwony to energia i determinacja a żółty symbolizuje dobroć i tolerancję. Ale nie przywiązuj się tak bardzo do tej symboliki bo nie jest ona sztywna i stała.

O tych świętych drzewach też musisz coś wiedzieć. Bodhi Tree znajdujące się w Anuradhapurze jest otaczane wielką czcią i wiarą, że jest to najstarsze tego typu drzewo na świecie wywodzące się w prostej linii z figowca, pod którym Sidhartha Gautama nazwany potem Buddą doznał oświecenia. A odszczypkę tegoż przywiozła z Indii Sanghamitta, siostra Mahindy a córka cesarza Aśoki, kiedy to oboje przybyli na Sri Lankę krzewić buddyzm, którego ich tata był wielkim acz świeżym wyznawcą. Jak było naprawdę sam ocenisz, faktem jest że drzewo jest bardzo stare i potężne, tu i ówdzie podparte metalowymi słupami.

Do symboliki buddyzmu nawiązują też typowe dla Sri Lanki kamienie księżycowe. Odwiedzając Kulturowy Trójkąt (o czym więcej tutaj) jest okazja aby je zobaczyć. Zwykle umieszczane były jako przedproża przed świątyniami lub pałacami. W symboliczny sposób przypominały jakie przeszkody trzeba pokonać aby dojść do celu czyli osiągnąć nirwanę symbolizowaną jako kwiat lotosu. Zwróć uwage na wizerunki zwierząt odpowiadające róznym etapom życia człowieka: słoń, koń, lew i byk. Jak porównasz starsze kamienie księżycowe z Anuradhapury z tymi późniejszymi w Polonaruwie zauważysz brak byków na tych ostatnich. Coż, Sri Lanka często była najeżdżana przez sąsiadów z Indii a własnie w Polonaruwie zagościli oni na dłużej. Dla hindusów symbol byka jest świety i nie wypada aby po nim chodzić. Ale mało tego, nie zobaczysz również lwa, który jest dla Singalezów równie święty.

Pomimo tego, że na Sri Lance dominującą religią jest buddyzm to żyje tu znaczna społeczność Tamilów pochodzących z południa Indii. A ich świątynie nie mają nic wspólnego z surowością buddyjskich stup. Na wschodnim wybrzeżu w okolicy Trincomalee możesz odwiedzić kilka takich perełek. Południe Indii to świątynie w stylu drawidyjskim charakteryzującym się bogactwem kolorów i natłoczeniem symbolicznych postaci. To własnie ten styl reprezentowany jest w świątyniach tamilskich.

Nie ma problemu aby odwiedzic taką światynię. Oczywiście na bosaka. Wchodząc do świątyni Durgi w centrum Trinco od razu wpadamy w wir kolorów, dźwieków i ogarnietych religijnym uniesieniem ludzi. Panuje tutaj zgoła inna, bardziej dynamiczna atmosfera niż w światyniach buddyjskich. Nierzadko widzimy grupki ludzi siedzacych na posadzce i żywo dyskutujących; wokół bramina zbierają sie ludzie aby złozyć ofiarę. Sam bramin nieco poddenerwowany pokrzykuje z wyraźnym grymasem zniecierpliwienia na swoich pomocników, którzy w pośpiechu przesuwają drżącymi rękami sprzęty aranżując w najbardziej optymalny sposób przestrzeń wokół swojego szefa. A wierni sie tłoczą coraz bardziej aby złożyc swoje ofiary i dostać błogosławieństwo. Muzyka dudni wypełniając światynię pulsującym rytmem doskonale uzupełniając duszne powietrze przesycone dymem z kadzidełek. Ktoś nagle pada na twarz i bije pokłon. Nieco poirytowana tym pani zamiatająca miotłą podłogę musi zmienić kierunek omiatania i o mało nie zderza się z turystą poszukującym idealnego kadru swoim aparatem.

Na zewnątrz światyni Durgi też wiele się dzieje. Kilku wiernych okrąża światynię (również zgodnie z ruchem wskazówek zegara) czołgając sie lub raczej przetaczając po piasku. Inni chodząc wokoło co chwila padają na kolana i biją pokłony. Miedzy nimi chodzą grupki pań ubranych w kolorowe sari żywo i ze śmiechem ze sobą gaworzące. Do sąsiadującego budynku ustawiła się juz kolejka po darmowy ryż z warzywami, a że nie dla wszystkich wystarczy więc atmosfera jest dość ożywiona. Zza rogu wysuwa się potężny drewniany wóz z wizerunkiem bóstwa ciągniety i pchany przez półnagich mężczyzn. A tuż za ogrodzeniem z rykiem klaksonu przejeżdża pospieszny autobus do Jaffny.

Jadąc z Trinco na północ – tak jak ten ryczący autobus do Jaffny – po paru kilometrach natykasz się na złoto-niebieską świątynię hinduską. Również i tutaj charakterystyczna gopura chociaż tym razem złota. Zaskakuje natomiast to, że samo zdjęcie butów tu nie wystarczy. Panowie również proszeni są o zdjęcie koszul. Wchodzimy do wisznuickiej światyni Lakshmi Narashima. W odróżnieniu od światyni Durgi, która jest światynią wyznawców panteonu bóstw z “linii” Shivy, tutaj napotykamy postacie powiązane z Wishnu: Narashima o twarzy lwa, dzielny małpi generał Hanuman czy niebieskolicy Krishna. Tutaj wewnątrz zdjęć się nie robi a chodzi się po świątyni również zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Niby taki mały kraj a tyle w nim różnorodności…